Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 2 listopada 2010

trochę czasu i Lanvin

To, jak bardzo nie mam na nic czasu, staje się ostatnio wytyczną wszystkich moich działań. Nie piszę, nie czytam, wszędzie popieprzam w szarych kozakach i za grosz we mnie inwencji. Posucha totalna i sto metrów mułu. Taka jestem!

Jedyne, na co się zdobyłam, to dzisiejsze przerobienie spódnicy. Na gwałt potrzebowałam granatowej ołówkowej niuni, więc z braku czasu na pójście do jakiegokolwiek sklepu, dorwałam starą spódnicę ciotki E. i zmasakrowałam ją na tylko mi znany sposób, przy użyciu starej babcinej maszyny. Duma mnie rozpiera, bo rzeczona spódnica leży świetnie, nigdzie się nie marszczy i nawet moje dość glupie wycięcie podszewki nie zepsuło jej szyku. Jutro połączę ją z klasyczną białą koszulą, starymi koralami i szpilkami. Bardzo chciałabym wrzucić tu zdjęcie tego outfitu, ale znając moją obecną sytuację, nie będę miała czasu. Ała.

O, dodam jeszcze, że lookbook 'Lanvin for H&M' średnio mi się spodobał. Owszem, jest tam sporo ukochanej przeze mnie mało nudnej klasyki, są marszczenia, które uwielbiam, ale mimo to, wszystko pachnie mocno typową sieciówką. Mogę się mylić, ale spodziewałam się czegoś innego i śmiem twierdzić, że poprzednie kolekcje (przynajmniej niektóre), jakoś tak lepiej mi się komponowały.

Zamieszczam kilka moich faworytów z najnowszej kolekcji, oceńcie sami:




Butów nie dodałam ostentacyjnie. Moja percepcja pod żadnym względem ich nie zdzierżyła...

Pozdrawiam.