Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 lutego 2011

pieces of everything

   Właśnie skończyłam czytać biografię Anny Wintour. I przykro mi strasznie. Nie z powodu końca lektury, jak to często u mnie bywa (nie przepadam za biografami, a na tę zdecydowałam się tylko przez wzgląd na rangę opisywanej osoby), a raczej przez wzgląd na upadek jej autorytetu w moich oczach. Zawsze łudziłam się, że Anna na swoje charakterystyczne usposobienie może sobie pozwolić z przyczyn czysto technicznych- sama wszystko osiągnęła, sama utrzymuje imperium, ryzykowała w imię mody, poświęciła się jej, więc teraz wszyscy ją mogą w dupę pocałować. I szczerze mówiąc, myślałam, że to jej podejście jest słuszne. Jej biografia przedstawia obraz, który zdecydowanie różni się od moich naiwnych urojeń.  Od zawsze była wspierana przez wpływowego ojca, w wieku piętnastu lat ubierała się w najlepsze marki i właściwie niczego nie osiągnęła zupełnie sama. Tak mi się wydaje, że to nic dziwnego, kiedy człowiek ubiera się u Harrodsa, że kocha modę. To duże ułatwienie. Nie trzeba szukać, grzebać, starannie wybierać, żeby pasowało do całości szafy i żeby nie było za drogie, bo przecież jeszcze rachunki trzeba zapłacić. Można swobodnie wejść do sklepu Oscara de La Renty i wybrać sobie, co się tylko podoba. Tak, wtedy łatwo kochać modę. Druga sprawa, Anna tak naprawdę nie miała innych umiejętności. Nie potrafiła napisać żadnego artykułu, bardzo wcześnie (chyba w wieku 16 lat) rzuciła szkołę i nie szczyciła się wybitną elokwencją. Potrafiła tylko wglądać. I wspinać się na wymarzone stanowiska po plecach swoich aktualnych 'narzeczonych', których nagminnie zdradzała. Od dziecka nie liczyła się z nikim ani niczym. I, tak sobie myślę, nawet jeśli właśnie to zaprowadziło ją na szczyt modowego imperium, to ja chyba jednak wolę być tu, gdzie jestem. I pić kawę przed komputerem w małym miasteczku. W shircie z lumpeksu.


   Chciałam jeszcze podzielić się jakimiś uwagami związanymi z nowojorskim tygodniem mody, ale jest tyle świetnych recenzji na wszelakich blogach, że moja niczego konstruktywnego i tak nie wniesie. Poza tym, nie śledziłam go zbyt uważnie, więc nie mam się co wymądrzać. Postaram się tylko potem napisać coś o moich faworytach, bo jest ich trochę. ;-)

 Muzyczna inspiracja na dziś:

niedziela, 6 lutego 2011

magia lat '90

   Wszędzie sporo ostatnio lat dziewięćdziesiątych. Jak senna mara powraca do nas styl rodem z Beverly Hills 90210 i fryzury 'na Cindy Crawford'. Nie powiem, bardzo to lubię. Jestem jedną z wielu zwolenniczek takiego wizerunku i często się nim inspiruję, ale wiadomo- co za dużo, to niezdrowo, dlatego ważne jest, by nie przesolić stylem 'California girl' i zachować w tym wszystkim swoją tożsamość. W przeciwnym razie można wyglądać karykaturalnie. Zamieszczam kilka inspiracji znalezionych podczas jakichś polowań internetowych. Może coś przypadnie Wam do gustu i tak jak ja pokochacie szorty z wysokim stanem zwieńczonym paskiem z grubą klamrą ;-).