Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 3 października 2010

3.

Mimo iż tygodnie mody zmierzają ku końcowi i może się wydawać, że nic odkrywczego i sensownego na wybiegach już nie zobaczymy, jesteśmy w błędzie. Ostatnie widziane przeze mnie pokazy (Isabel Marant, Haider Ackermann, Cerutti czy Viktor & Rolf), które odbyły się dzień, dwa dni temu dały dowód, że to jeszcze nie koniec naszych inspiracji. O ile Cerutti mnie nie zaskoczyło (klasyka, klasyka, klasyka), o tyle bardzo codzienna kolekcja Isabel Marant wywarła na mnie zaskakująco pozytywne wrażenie. Moim faworytem pozostaje jednak bezsprzecznie Haider Ackermann, który udowodnił, że standardwe owacje na zakończenie pokazu były w pełni uzasadnione. Jest pazur, jest wizerunek kobiety zmysłowej, jest wszystko, co tworzy współczesną wersję famme fatale- kolekcja, dla mnie, niemal idealna. Jeśli chodzi o Viktora & Rolfa, cóż... Jakkolwiek chciałabym być delikatna i ubrać moją opinię w nieco eufemistyczne słowa... Dupa blada. Za dużo, za dużo, za dużo. Nie przemawiają do mnie te teatralne mankiety, stanowiące o calej kolekcji, ani wszechobecne koszule. Rozumiem, że duet zawsze słynął z nieco odmiennych projektów, ale w momencie, gdy moda staje się sztuką dla sztuki, staje się tym samym zaprzeczeniem jej założenia. Ot, tacy Przbyszewscy naszych czasów.

Kilka zdjęć:


Isabel Marant: 





Haider Ackermann: 





Cerutti:





Viktor & Rolf:




Jakie jest Wasze zdanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz